Główny Szlak Sudecki 2024

Lepiej spróbować i wiedzieć, że się nie udało, niż żałować, że się nie spróbowało…

Bez kategorii

Kolejne wyzwanie przede mną…

Nadszedł 2024 rok. Po Głównym Szlaku Beskidzkim pozostały już tylko wspomnienia w postaci zdjęć, filmów i wspaniałej diamentowej odznaki za przejście najdłuższego polskiego szlaku w czasie maksymalnie 21 dni. U mnie to było 19 dni, a właściwie 18 i pół dnia, bo ten pierwszy liczony w większości spędziłem w podróży.

Wspomnienia wspomnieniami ale życie nie znosi próżni. I choć moje największe marzenie czyli przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego zostało zrealizowane to przecież zostało jeszcze kilka krótszych szlaków do pokonania. I do sprawdzenia swoich sił. Na 2024 rok myślałem o znacznie krótszym szlaku, tj. Głównym Szlaku Świętokrzyskim. To najbliższy szlak od mojego domu, do tego to zaledwie nieco ponad 100 km. Dłuższy weekend by wystarczył. I z takim planem kończyłem GSB w zeszłym roku.

Ale gdy już nadszedł ten 2024 rok to nieśmiało zaświtała w mojej głowie pewna myśl, która zaczęła kiełkować bardzo powoli acz systematycznie. A zwała się w skrócie GSS 2024. Życie jest krótkie, lata lecą, sił nie przybywa a wręcz ubywa, więc nie warto odkładać marzeń na później tylko trzeba je realizować już teraz, już dziś. Bo jutra może nie być.

Myśl ta ostatecznie zakwitła 9 kwietnia, czyli ledwie 4 dni temu. Wybieram się na Główny Szlak Sudecki!! Decyzja została podjęta dość późno w porównaniu z zeszłorocznym wypadem na GSB. Ale prawdę powiedziawszy pewne przygotowania czyniłem już wcześniej. Tak na wszelki wypadek gdybym jednak się zdecydował.

A więc przede wszystkim już na początku roku ująłem w planie urlopowym dwutygodniową nieobecność pod koniec maja. Szlak krótszy więc tym razem dwa tygodnie powinno wystarczyć. Ponadto wzorem zeszłorocznej wyprawy rozpisałem cały szlak na poszczególne odcinki, próbowałem dopasować wszystko na kolejne dni. Wypisałem z map noclegi po drodze i wyszło mi 15 dni czystej wędrówki. Jeśli oczywiście zdrowie i siły pozwolą.

Pozostało tylko ustalić termin wyprawy. Pierwotnie zakładałem wyjazd nocnym pociągiem 24 maja i rozpoczęcie wędrówki dzień później około 10 godziny po dotarciu do Świeradowa Zdrój. Dopadły mnie jednak wątpliwości, bowiem według rozpiski noclegi w weekend Bożego Ciała wypadłyby kolejno w Srebrnej Górze, Wambierzycach i Kudowej-Zdrój. Góry Stołowe i długi weekend więc bardzo możliwe tłumy na szlaku i przede wszystkim trudności w znalezieniu noclegu. Może więc wyruszyć tydzień wcześniej? Logistycznie (ufff, jak ja nie cierpię tego słowa) wygląda na pewno lepiej, ale może być chłodniej. Chociaż czy mi to przeszkadza? Na GSS nie planuję noclegów pod chmurką ani nawet w żadnych wiatach czy bacówkach (ech, ten zeszłoroczny nocleg w bacówce na Baraniej Hali do dziś wspominam bardzo ciepło), a na trasie wędrując zimna się nie czuje. I już, już prawie miałem się zdecydować na wyjazd 17 maja gdy coś mnie podkusiło, żeby napisać do Marka.

Marek to taki przesympatyczny gość z którym kończyliśmy z moim towarzyszem na GSB Marcinem ostatnie dni na GSB.

Od lewej, Marcin, ja i Marek na mecie Głównego Szlaku Beskidzkiego 2023

I oto okazało się, że Marek z grupą znajomych planuje przejście Głównego Szlaku Sudeckiego pod koniec maja. A dokładnie ruszają 26 maja ze Świeradowa Zdrój. Zbieg okoliczności? Przypadek? A może przygoda dała mi znak? Bo jak pisał mój ulubiony autor książek z dzieciństwa Zbigniew Nienacki:

Nie trzeba szukać przygody. Nie znajdzie się jej, choćby pojechało się aż na koniec świata, przez siedem rzek i za siedem gór. Nie zjawi się, choćby czekało się na nią dzień i noc, prowokując ją i nastawiając na nią pułapki. Nie przywoła jej żadna prośba i może się okazać, że nie ma jej nawet tam, gdzie tylu już ją spotkało. Czyż nie zdarzyło się niejednemu odbywać podróż przez słynny z burzliwości ocean, gdy był on spokojny jak staw za domem? Czyż nie przydarzyło się niejednemu, że przedzierając się przez najdzikszą dżunglę nie napotkał ani krwiożerczych zwierząt, ani czyhających na jego życie krajowców; dzika dżungla okazała się tak bezpieczna, jak park miejski.
Bo przygody nie trzeba szukać. Ona zjawia się sama. Przychodzi w najbardziej niespodziewanych momentach i w nieoczekiwanej postaci, najczęściej, gdy nie spodziewamy się jej, nie pragniemy jej, gdy nie jest nam ona potrzebna. Najpierw daje nam znak – że oto jest, przyszła po ciebie, chce cię ogarnąć i wciągnąć w swą grę. Musisz od razu wiedzieć, że to właśnie jej znak, musisz go rozpoznać wśród tysiąca innych znaków. Nie wolno ci zlekceważyć jej wezwania ani odłożyć go na później. Nie lubi leniwych. Pominie cię, odejdzie i więcej po ciebie nie wróci…

A zatem nie lekceważę tego znaku i podjąłem decyzję. Ruszam na szlak przygody 24 maja 2024 roku. Trzymajcie kciuki za powodzenie wyprawy.

Share this post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *